piątek, 17 maja 2013

Moster death

Wczorajszy dzień paralotniowy niestety nie należał do udanych. Pomimo udanego początku zakończył się totalną klęską i niestety nie chodzi tutaj o operacje usunięcia piersi przez mega gwiazdę Angelinę Jolie tylko o mojego Mostera , który padł na wilanowskiej łące. Może dla mniej wtajemniczonych opowiem swoją przygodę od początku. Po pracy pojechałem na łąkę wcześniej zaopatrując się w Chanel 95 i olej Motul 800 ten sam co zwykle. Chciałem poćwiczyć trochę do zawodów i wymienić speeda. Jak wystartowałem to okazało się , ze linka jest za krótka i muszę ją wydłużyć o jakieś 5 do 10 cm. W powietrzu nie było laminarnie . Wiało nierównomiernie i było niespokojnie dlatego nie szalałem zbyt mocno i w sumie po niecałych trzydziestu minutach w powietrzu zacząłem schodzić do lądowiska. Mój spokój został zachwiany jakieś 20 metrów nad ziemią w momencie kiedy usłyszałem strzał z mojego napędu, śmigło stanęło , a ja zacząłem lot ślizgowy. Po awaryjnym przymusowym wylądowaniu zaczął się cały proces oględzin: co się stało? jak to się stało? dlaczego tak się stało? i najważniejsze dlaczego właśnie mnie się to przydarzyło? Pierwsza wersja zatarłem silnik i napewno jest dziura w tłoku. Wykręcam świecę, i na moje zdziwienie ona jest czarna. I tu kolega zauważa, że mam przebity karter korbowodem. Zdejmuje głowicę aby na szybko zobaczyć jak wygląda tłok. I tu znowu moje zdziwienie, bo dziury nie ma, jest tylko delikatny nagar. Tłok nie jest zapadnięty. Czyli skład mieszanki i paliwo i olej wykluczam jako przyczynę. Po zdjęciu cylindra okazuje się, że cylinder jest zdrowy i nie ma żadnych zarysowań. Ale niestety tłok jest pęknięty (pierścienie całe) i korbowód ukręcony i urwany. Karter przebity przez ukręcony korbowód. Wszystkie łożyska są sprawne. I wszystko jest jasne - przyczyną awaryjnego lądowania był urwany korbowód. Dzięki pomocy Romana Kaplera (Motoroma) mogłem rozebrać silnik i dowiedzieć się co się wydarzyło. Otóż przyczyną awarii okazało się łożysko igiełkowe (to które jest w mniejszym czopie pod tłokiem) producent zastosował za małe łożysko (19,6mm) i w skrajnym przypadku kiedy przesunie się maksymalnie do jednej z krawędzi to powstaje luz :( Na zdjęciu widać na środku korbowodu przetarcia. A wystarczyło zastosować łożysko 22mm i po kłopocie albo chociaż jakieś podkładki. 30h temu wymieniałem łożyska na wale, ale nie zwróciłem uwagi na łożyska na korbowodzie. Luzu nie było więc zostawiłem stare stare łożyska igiełkowe. Następnym razem jak będziecie przeprowadzać serwis swojego silnika to zwróćcie na ten szczegół uwagę gdyż z opowieści kolegów wiem że to nie pierwszy taki przypadek. Reinkarnację Mostara opisze w następnym poście :)

1 komentarz:

  1. jak dla mnie tosłaby korbowód do takich obciazen...łozysko nic nie winne...

    OdpowiedzUsuń