środa, 16 października 2013

Podsumowanie sezonu 2013

Paralotniarstwo to moja pasja można by powiedzieć nawet, że żyję po to żeby latać, zarówno dlatego, że dzięki lataniu doświadczam niezapomnianych przygód jak np. na Ciecieniu J ale również dlatego, że rozwijam swoje możliwości, pokonuję nowe przeszkody i sprawdzam sam siebie.
Dlatego dla mnie każda impreza paralotniowa jest bardzo ważna i zawsze jestem bogatszy  o nowe doświadczenia biorąc w nich udział. Moja skromność nie pozwala mi tutaj opowiadać o swoich wspaniałych wynikach J ale zawsze jestem  z nich absolutnie zadowolony J Chciałbym podsumować ten sezon paralotniarstwa napędowego, który obfitował w wiele ciekawych imprez w pięknych miejscach polskiego krajobrazu.
Luty - Rozpoczęcie sezonu odbyło się w Piszu na Mazurach. Były to pierwsze zawody Paramotor Winter Cup Masuria. Impreza po prostu pierwsza klasa. Pogoda dopisała i mimo tego iż było zimno i śnieg wszyscy piloci byli zgodni co do tego, że warto było przyjechać.  W Piszu po raz ostatni latałem na Mosterze. Nie żałuję decyzji, że zamieniłem go na Motoromę od Romana Kaplera. Jestem teraz spokojny zarówno o szarpaczkę jak i inne części mojego napędu. Nie pamiętam żebym od nowości miał jakąś poważniejszą awarię w przeciwieństwie do Mostera.

Zawody w Piszu były początkiem sezonu, ale też początkiem rywalizacji między poszczególnymi zawodnikami J J Zdrowa rywalizacja nigdy nie jest zła. Bardzo miło wspominam te zawody i czekam na powtórkę imprezy. 

Następna impreza odbyła się w maju i otworzyła ona Ligę MotoParalotniową. Tutaj  nie było już takiego spokoju. Jechaliśmy tam po to aby osiągać wyniki i wygrywać. Było widać napięcie i zaangażowanie ze strony pilotów, spowodowane rosnącą wciąż rywalizacją.  I pomimo tego, że naszym stałym faworytem był Grzegorz Krzyżanowski poprzeczka podniosła się wyżej zarówno pod względem umiejętności jak i posiadanych sprzętów. Królowały wtedy Ventory jeśli chodzi o napędy natomiast piloci latali przeważnie na Hadronach. To jednak zaczęło się zmieniaćJ  Pojawili się nowi piloci, którzy zaskoczyli starą kadrę, pojawił się Snake i Thor - wzbudziły wiele emocji.
Adam Paska zadbał o to żebyśmy się nie nudzili i wymyślił ciekawe konkurencję. Niestety królem żądnej z nich nie byłem J Jako pilot lubię latać nawigację, bo dzięki temu poznaję teren i podziwiam widoki, ale też ekonomia to bardzo ciekawa konkurencja ; ) Najwięcej emocji wzbudzały, wzbudzają i chyba już zawsze wzbudzać będą slalomy, które powodują szybsze bicie serc u wielu z NAS J Miło wspominam wyjazd na Pararudniki i myślę, że ta impreza na stałe zostanie wpisana do kalendarza Paralotniwego.
Następnie pojechaliśmy do Wąbrzeźna J. Było to w czerwcu . Pogoda dopisała i publiczność również. Pomimo tego iż nie były to zawody rangi krajowej przyjechał o tam bardzo wielu lokalnych pilotów i rozegraliśmy kilka ciekawych konkurencji. Chodziło jednak o to by dobrze się bawić ponieważ był to piknik z okazji Dnia Dziecka i dać młodym pociechom możliwość obcowania z paralotnią. Spotkałem tam wielu ciekawych ludzi i zawiązałem nowe znajomości J

W lipcu odbyły się dwie imprezy jedna bardziej kameralna a pod koniec miesiąca pojechałem na Mistrzostwa Polski. To były najdłuższe zawody w tym roku, ale też najbardziej pouczające. Trwały prawie tydzień a każdy dzień owocował w nowe konkurencje i nowe rekordy. Dało się również zauważyć nadchodzące zmiany w skrzydłach i napędach. A mianowicie coraz więcej pilotów przesiadło się na Snaki i zakupiło sobie Polinii. Prawie wszyscy kadrowicze latali już wtedy na Snackego skrzydłach i włoskich Thorach. I tutaj dopiero się dziejęJ te Mistrzostwa Polski to były pobudki o czwartej i latanie na całego, nawigacja, ekonomia i slalomy codziennie inne i ciekawsze J Nie było czasu na nudę. Pomimo tego iż nie zająłem w nich szczególnie wysokiego miejsca byłem bardzo zadowolony, że wziąłem w nich udział. Dla wielu z nas wielkim zaskoczeniem było pierwsze miejsce zdobyte przez Marcina Bernata na tychże zawodach. Impreza niesamowita. Po jej zakończeniu długo nie latałem bo to co wylatałem w zawodach w zupełności mi wystarczyło J

Kolejne zawody na które się wybrałem odbyły się w Orzyszu.  Zaliczam je do jednych z najbardziej udanych zarówno pod względem organizacyjnym jak i zawodniczym. Zawody zorganizował Tomek Surma przy współpracy z Piotrem Sawką. Pogoda w Orzyszu była piękna lataliśmy codziennie i pomimo wiatru organizatorzy nie rezygnowali z konkursów. W Orzyszu wystąpiły dwa skrzydła Bogusława Pelczara Orły , które swoim designem wzbudziły największe emocję wśród publiczności.  Prócz latania można było zwiedzać okolicę, pływać na kajakach, pójść na plaże, czy do muzeum chyba nikt nie mógł narzekać na brak zajęcia nawet w wolnym od latania czasie. Utwierdzam się także w przekonaniu, ze Mazury są najpiękniejszym miejscem w Polsce. Gdybym mógł chciałbym tam mieszkać. Wspaniałe widoki zapierające dech w piersi pozostawiają we mnie miłe wspomnienia.
We wrześniu odbyła się impreza  w Depułtyczach Królewskich , ale mnie niestety na niej zabrakło L więc nie mogę o niej zbyt dużo napisać.
 I na zakończenie sezonu paralotniowego w październiku pojechałem do Michałkowa koło Ostrowa Wielkopolskiego. Na tej imprezie nie było już widać takiej napinki ani rywalizacji między pilotami, a wręcz przeciwnie  panowała miła i przyjazna atmosfera. Jedną konkurencją, która w szczególności przypadła mi do gustu była nawigacja po okręgu z deklaracją czasu.  To było coś nowego i coś co bardzo mi się spodobało. W sobotę mieliśmy ognisko, które przerodziło się w imprezę do białego rana z pokazem sztucznych ogni. Bardzo miło wspominam ten wyjazd i uważam, że tegoroczny sezon był intensywny.
Moje wnioski, możesz się z nimi nie zgadzać, ale musisz je zrozumieć:
Jak już wcześniej wspomniałem zauważyłem, że wielu pilotów w szczególności kadrowiczów zaczęło latać na skrzydle Dudka Snaku.W Piszu Snake miał swój debiut i latał na nim tylko Grzegorz Krzyżanowski, a pod koniec sezonu na Snake’ach w Slalomowych MŚ latali niemalże wszyscy.  Nie dość, że jest to bardzo niebezpieczne skrzydło i latać na nim mogą jedynie bardzo doświadczeni piloci, to również rozmiary w jakich zaczęli gustować piloci przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Jak jeszcze dwa lata temu lataliśmy na rozmiarach 28-26 tak teraz są to rozmiary 20-18 nawet 16m - zaczyna być bardzo ciekawie pod tym względem. Poza tym nastąpiła rewolucja w napędach. Wcześniej szanowany przez większość z nas Ventor został zamieniony na rewolucyjnego Thora na początku sezonu dominowały Ventory, a pod koniec sezonu proporcje odmieniły się i dominują mocne i ciężkie Polini. Ale jak w każdej dziedzinie sportu tak i w paralotniarstwie były, są i będą zaskakiwać nowości. Mam nadzieję, że wraz z rewolucyjną zmianą sprzętu nastąpią też rewolucyjne zmiany w przepisach dotyczące rozgrywania konkurencji ekonomii, czy slalomów. W chwili obecnej kierunek jest tylko jeden jak najmniejsze skrzydło i jak najmocniejszy silnik. W mojej ocenie nie właściwy kierunek.
Podsumowując tegoroczny sezon uważam za bardzo udany, ale w przyszłym roku zamierzam już zawalczyć o miejsce na podium J

Wszystkim paralotniarzom życzę miłego, ale aktywnego odpoczynku od zawodów, a paszkodowanym w wypadkach paralotniowych szybkiego powrotu do pełnej formy.  Do zobaczenia już niedługo J

niedziela, 22 września 2013

mini 2D Speedstera



Zasady korzystania ze sterowania 2D można znaleźć na stronie Dudek Paragliders:

Natomiast jak dokładnie są rozplanowane liny w rządzie sterówek, już się nie dowiemy ze strony Dudka. Prawdopodobnie wynika to z tego, że sterowanie 2D możemy dostać tylko na własną prośbę i jest to dodatkowa opcja.
Sterowanie 2D powstało jako odpowiedź na problemy ze sterowaniem profilu samostatecznego.
Różnica pomiędzy sterowaniem ‘pełnym’2D a ‘mini’2D jest taka, że przy 2D zaciągamy 10 komór (6 punktów podczepienia) a przy mini2D 2 komory (2 punkty podczepienia). Konsekwencją czego jest skrętność skrzydła, skrzydło z ‘pełnym’2D będzie bardziej skrętne.
Obrazują to rys.:
Snake – 2D :

Speedster – z przerobionym Tip Steering Handle na ‘mini’2D:

Przerobienie sterowania w Speedsterze jest dość proste, ale nie jest zalecane gdyż skrzydło traci swój certyfikat (buhahahaaa). Opiszę ten proceder gdyż miałem już wiele zapytań na ten temat – zastrzegam jednak nie należy tego robić samemu w domu ;)
Pierwszą taką modyfikację wprowadziłem w Synthezie parę lat temu, denerwowało mnie to, że skrzydło praktycznie nie jest skrętne. W tej chwili latam na Speedsterze z taką przeróbką. Jest tylko jedna niewiadoma – nie wiemy jak konstruktor ustawił w skrzydle progresję (czyli jaki jest rozkład sił na poszczególne punkty w galerii hamulca-sterówki) Jednak z doświadczeń organoleptycznych w Speedsterze, Slalomie sprawdza się to wyśmienicie.
Należy wymontować ze skrzydła mini steróweczki od Tip Steering i tą linkę przywiązać bezpośrednio do sterówki głównej pomijając białe plastykowe kółeczko. Jedynie linka od sterówki głównej powinna być przepuszczona przez bloczek, a linka od stabila pozostaje luźna. Ot cały tajnik i mamy sterowanie mini 2D. 

Problem jest tylko w odpowiednim dobraniu długości i proporcji linki od sterówki głównej do linki od stabila. Tu na początku zalecam pozostawienie trochę dłuższych długości tak, żeby się na początku przyzwyczaić do zmiany sterowania. Proporcję centropłata do stabila na początku powinny być takie same = równe. (Jak postawimy skrzydło na ziemi to linka idąca do centropłata i linka idąca do stabila powinny być tak samo odkształcone) Po kilku lotach można te długości skrócić tak, żeby skrzydło zaczęło lepiej skręcać, skracamy po 2-3 cm aż uznamy, że jest ok. Trzeba sprawdzić czy przy stawianiu skrzydła krawędź spływu nie jest zaciągana samoczynnie to by oznaczało, że przegieliśmy ze skracaniem tych lin. Należy też uważać przy podejściu do lądowania, gdyż można przeciągnąć skrzydło – proponuje lądować na prędkości ‘ślizgiem’. 
Konsekwencję wprowadzenia takiego rozwiązania niosą ze sobą, że nie możemy już korzystać z całkowicie odpuszczonych trymerów + wciśniętego speeda ponieważ nie mamy alternatywnego sterowania, którym wcześniej było Tip Steering Handle. Należy również sprawdzić czy przy odpuszczonym trymerze nie zaciąga się nam krawędź spływu. Jeżeli tak się dzieje to oznacza że mamy za bardzo poskracane liny. Kolejną konsekwencją zastosowania mini2D jest wzrost sił na sterówkach oraz to że nie mamy certyfikowanych 60cm do przeciągnięcia na sterówkach, ten dystans drastycznie zmniejsza się.
Zalecanym ustawieniem trymerów jest 2-3cm odpuszczony od neutrala i wtedy możemy operować dowolnie sterówkami i speedem. 2-3cm daje około 42-45km/h + speed (10-12km/h) = 52-55km/h to tyle co na całkowicie odpuszczonym trymie ;)
Plusem jest to, że w każdej chwili możemy wrócić to ustawień fabrycznych (certyfikowanych ;) wmontowując mini steróweczki. 

A najlepiej tego nie robić samemu ;)

wtorek, 20 sierpnia 2013

ORZYSZ - zawody z serii PLMP



Kolejna edycja PLMP tym razem na Mazurach koło miasteczka Orzysz. Po Mistrzostwach Polski pozostał duży niedosyt i niesmak z latania, więc postanowiliśmy z Martą pojechać na północ w Krainę tysiąca jezior gdzie ludzie są niezwykle gościnni, a widoki powalają na kolana. A na dodatek pogoda zapowiadała się całkiem sympatyczna.
               Pierwszego dnia na wieczornym brifingu (czwartek - 15.08.2013) dostaliśmy mapy z zaznaczonymi punktami w terenie, nie wiedząc zupełnie co będziemy z nimi robić. Szybko wkleiłem je na  mapnik i poleciałem na wieczorny rekonesans. Zrobiłem kilka punktów i w zasadzie obleciałem dookoła jeziora Orzyskie. Największe wrażenie zrobił na mnie przeskok przez jezioro. Przeleciałem możliwie najbezpieczniej, czyli z zachowaniem odpowiedniej wysokości i przeskok zaplanowałem przez Wyspę Róż.  Wylądowałem tuż po zachodzie słońca i byłem już spokojniejszy i zacząłem ogarniać topografie tego miejsca. 
               Dzień drugi:
- Pobudka 5.00
- Brifing 5.30 – Plombowanie urządzeń i dostajemy karteczki, na których wypisujemy deklarację punktów, które zdołamy oblecieć w 1,5h. Ponieważ końcówka byłaby przeskokiem przez jezioro na oparach postanowiłem zadeklarować bezpieczną ilość punktów, czyli 14. Na dodatek nie wiedziałem jak może się wzmóc wiatr na powrocie.
- start koło 6,00 – startuje jako jeden z pierwszych i zasuwam do pierwszego punktu, który był oddalony około 7km od startowiska. Początek trasy idzie zgodnie z planem. W dwóch miejscach złapał mnie drobny deszczyk, ale nadal kontynuowałem plan. W punkcie 13 pomyliłem się i go minąłem. Zorientowałem się  w momencie kiedy punkt był już za mną :( no cóż zdarza się. Resztę punktów zaliczyłem bez większych kłopotów. Uplasowałem się na 5 pozycji w tej konkurencji. Po przylocie na startowisko i zamknięciu czasu (1h8min) wyłączyłem silnik i próbowałem wylądować w punkcie, niestety nie udało mi się :( Strata punktów boli.
- Czas wolny do wieczornego brifingu. W naszym przypadku wybraliśmy się na kajakową wyprawę po jeziorze Orzyskim. Nazwa wyspa Róż wywodzi się po tym jak Niemcy podczas drugiej wojny światowej urządzili na wyspie dom uciech cielesnych. A dziewczyny brali z okolicznych wiosek.  Nie udało nam się tam dostać, ale odwiedziliśmy wyspę „TU MI DAJ” :)
- Brifing 16.00 – Roztankowujemy się i tankujemy się komisyjnie 1,5l (3l dla trajek) W tej konkurencji niestety nie jestem królem. I pozostałem w powietrzu tyle ile miałem paliwa :) Na pocieszenie, lądowałem w deku i dostałem minimalną ilość punktów.
- Po szybkiej ekonomii czas na pylony ;) Rozstaw pylonów na „ósemce” - 110m. Nie było tak źle, znowu byłem 5 w tej konkurencji :)

               Dzień trzeci:
- Pobudka 5.00
- Brifing 5.30 – Plombowanie urządzeń i dostajemy trzy mapy. Duży wąż – 15km, mały wąż – 10km, szybko wolno.
- start koło 6,00 – Zasuwamy do pierwszego Dużego węża. Wbrew pozorom okazał się dla mnie mało intuicyjny i mapa nie pokrywała się terenem - lasów było więcej niż na mapie, zabudowań niektórych nie było – które były na mapie. Pomyliłem się i wyleciałem z drugiej strony lasu :( Po jakimś czasie pokapowałem się i zacząłem wracać na trasę. Niestety kosztowało mnie to dużo punktów.
Drugi wąż był dość łatwy i poleciałem go bez większych problemów.
Szyko-wolno i tu było moje zaskoczenie. Okazało się, że mój mega duży Speedster jest najlepszy w tej konkurencji, pokonałem jednego Snaka i kilka Hadronów J i byłem bezkonkurencyjny.
Celność lądowania – tu znowu strata punktów :(
- Brifing wieczorny 16.30 – Dostajemy 3l (4,5l – trajki) I znowu ekonomia :/ byłem dwa razy lepszy niż poprzedniego dnia :) ale znowu nie zostałem królem ekonomii. 

               Dzień czwarty (niedziela)
- Freefly i czekanie na wyniki.
- Ostatecznie byłem na 8 pozycji w klasyfikacji ogólnej.
 Wnioski: muszę lepiej przygotować się na moją koronną konkurencję ekonomię i potrenować lądowania na celność. Było kilka niedociągnięć, ale ogólnie impreza wypadła całkiem nieźle. Ta impreza spodobała mi się najbardziej w całej Lidze.

Do zobaczyska na następnych zawodach.
Resztę zdjęć, które zrobiła Marta można zobaczyć:

czwartek, 1 sierpnia 2013

Mistrzostwa Władzy



  W  niedziele popołudniu wróciłem do domu po całotygodniowym pobycie w Rudnikach na Paralotniowych Mistrzostwach Polski , które trwały od 23 do 28 lipca 2013r. Impreza była niesamowicie udana , a wylatałem się za wszystkie czasy. Każdego dnia dopisywała Nam pogoda i dlatego udało się rozegrać prawie wszystkie konkurencje, a warto zauważyć , że Adam Paska zadbał o to by było ich sporo Nikt z pilotów nie narzekał . Wszyscy byli zadowoleni i nie było grymasu kiedy na startowisku mieliśmy się pojawić o godzinie czwartej

  Tegoroczne Mistrzostwa były również wielkim zaskoczeniem pod względem wygranych miejsc.  Myślę jednak, że ten element  zawodów dla większości pilotów był bardzo miłym akcentem.  Emocji nie brakowało , kadrowicze dostarczyli nam niezapomnianych przeżyć. O tym jednak troszeczkę później.  

  Inauguracja Mistrzostw rozpoczęła się w poniedziałek wieczorem , a we wtorek o czwartej wszyscy piloci spotkali się na startowisku i rozpoczęły się  konkurencje: czysty start, szybko-wolno, nawigacja po punktach i lądowanie na celność. Ze startowaniem raczej nie było problemu , ale niestety już lądowanie sprawiało pilotom troszkę kłopotu. W nawigacji chodziło o to aby w czasie dwóch godzin zdobyć jak największą liczbę punktów zwrotnych podanych wcześniej.  Nawigacja  to jedna z moich ulubionych konkurencji i mam równe szanse z pozostałymi zawodnikami. Niestety troszkę się przeliczyłem. Nie udało mi się wystartować, przycisk gaszenia w manetce zaciął się na tyle skutecznie, że zauważyłem to w momencie jak pierwszy zawodnik wracał już z trasy.

  Na pocieszenie było to, że nie byłem sam w takiej sytuacji. Motoroma wywinęła mi tylko jeden taki numer i do końca zawodów już była mega posłuszna i paliła od pierwszego draśnięcia.
  Wieczorem we wtorek odbyła się konkurencja - czysta ekonomia. Najdłużej w powietrzu piloci potrafili przebywać około pół godziny mając do dyspozycji półtora litra paliwa , a zaskoczeniem był fakt iż zwyciężały silniki o największych mocach typu Thor. Ja niestety królem tej dyscypliny nie byłem.  W środę z samego rana odbyła się nawigacja terenowa ze zdjęciami – najciekawsza typowo samolotowa konkurencja, a po niej odbyła się następna konkurencja - wąż. 

  Popołudniu była ekonomia po trójkącie . W zapasie mieliśmy trzy litry paliwa. Pierwszy bok był liczony jako prędkościowy czyli należało przelecieć w jak najszybszym czasie i za niego dostawało się 300 punktów, a za całość można było uzyskać 1000 punktów. Wygrywał ten zawodnik , który pokonał największy powierzchniowo trójkąt. Najistotniejszą rzeczą w tej nawigacji było wystartowanie i wylądowanie w deku, dlatego wielu pilotów poleciało asekuracyjnie i wracali na lądowisko z dużym zapasem paliwa. Wieczorem odbył się pierwszy slalom zaliczany jeszcze do klasycznych MP.  Od czwartku zaczęły się już całkowicie ulubione zawody paralotniarzy czyli właśnie slalomy – zaliczane do Pierwszych Slalomowych Mistrzostw Polski. 

  Nie ma co ukrywać , że wzbudzały one najwięcej emocji zarówno u zawodników jak i kibiców. Jeden odbył się rano i dwa wieczorem . Mnie się jednak nie udało zdobyć rewelacyjnych wyników – miałem problemy z nowym systemem pomiaru czasu. Nie zamierzam się jednak poddawać i będę próbował poprawiać swoje wyniki w przyszłości. Cały piątek również slalomowaliśmy. Odbywały się różne slalomy – były wymyślane w zasadzie na „poczekaniu”  podczas brefingu: i tak jeden slalom wymyślił trener kadry, jeden wymyślił Japończyk jeszcze inny wymyślił Czech i jeden był wymyślony przez naszego kadrowicza. Nie dało się do tego w jakiś sposób przygotować.

  W piątek odbywały się ćwierć finały i półfinały Pierwszych Mistrzostw Paralotniowych w Slalomanii. Emocje sięgały zenitu . Co niektórzy piloci  odczuwali już niestety zmęczenie ciągłym rannym lataniem i wzmagającym się w ciągu dnia upałem. Ja sam również ciężko znosiłem tą pogodę i nie ukrywam, że bardzo chciało mi się spać. Sobota była najbardziej emocjonującym dniem ze wszystkich. Trudno się dziwić – wszyscy czekali na ten dzień.  Największe emocje bezkonkurencyjnie wzbudziła wygrana rywalizacja Marcina Bernata(Władza) i Grzegorza Krzyżanowskiego(Krzyżaka)

 oraz walka o finał , która odbyła się pomiędzy Markiem Furtakiem i Władzą. Wygrana Marcina była niesamowitym zaskoczeniem dla wielu kadrowiczów. Ja jednak uważam, że zwyciężył najlepszy. Po finałach jak zwykle zostaliśmy zaproszeni na poczęstunek, a w niedziele odbyła się oficjalne rozdanie nagród. Pomimo tego, że nie zakwalifikowałem się do półfinałów jestem zadowolony ze swoich wyników, mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku zaskoczę wszystkich i będę jednym z najlepszych ;)
  Bardzo się cieszę , że Marcin Bernat zwyciężył. Uważam, że swoją pracą i poświęceniem w pełni zasłużył na wygraną.  Jego wielki sukces w Mistrzostwach Slalomowych był dla wielu doświadczonych pilotów wielkim zaskoczeniem, ale swoją postawą Władza udowodnił, że trening czyni mistrza.
 
  Wszystkim pilotom , którzy startowali w zawodach życzę udanych lotów, a zwycięzcom dalszych sukcesów.