niedziela, 30 maja 2010

Kierownik startu


Po raz kolejny odwiedziłem Płock. Tym razem zapowiadała się fajna pogoda na latanie z kosiarką na plecach :) Jak na porządnych pilotów przystało, na początek poszliśmy do dyżurnego aeroklubu zapytać się czy można skorzystać z płyty lotniska. Zawsze jak przychodzimy do dyżurnego, to ma on mieszane uczucia, ale nie zdarzyło się żeby kiedykolwiek nam odmówił. Trochę pobiegaliśmy z paralotniami po lotnisku dopóki „Święty Warun” pozwalał postawić skrzydło alpejką. Zabawa był przednia, pot lał się strumieniami, a język zwisał do pasa ;)
            Żołnierz zadeklarował się, że poleci jako pierwszy. Z prognozy ewidentnie wynikało, że warun siądzie i będzie totalna flauta :) Przeinstruowałem Grześka jak ma wyglądać start i lądowanie, powiedziałem na co ma zwrócić uwagę. Obydwoje wiedzieliśmy, że od momentu odpalenia silnika do jego zgaszenia, Soldier jest zdany sam na siebie. Dlatego start i lądowanie musiało być wykonane perfekcyjnie, żeby nie było strat w ludziach i sprzęcieJ I w tym miejscu muszę wspomnieć o moim „ogromnym” doświadczeniu: -wykonałem dwa loty pod okiem doświadczonego instruktora, a łączny nalot z tych dwóch lotów to 1h i 10min. Zamieniłem się w rolę kierownika startu i musiałem całe swoje doświadczenie przekazać koledze w skondensowanej formie. Mieliśmy ustalony jeden sygnał, gdyby coś poszło nie tak, start miał być bezwzględnie przerwany. Całej sprawie pikanterii nadawał fakt, że nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Mimo, że kask mam z zestawem słuchawkowym, to miałem tylko jedno radio.  A na dodatek nie miałem spadochronu zapasowego :/
            Skrzydło Grzesiek postawił klasykiem, bez większych problemów, dłuższy rozbieg i już w powietrzu - długa prosta do nabrania wysokości i założył lewy krąg nad lotniskiem. Jedno kółko i podejście do lądowania. Zgasił silnik długa prosta do lądowania. Wylądował.  Ufffffff udało się :)
Fot.  Grzegorz Żołnierzak. Lot Liptona na jajkach :)
             Po dziewiczym locie PPG Żołnierza i moim debiucie jako kierownika startu, postanowiłem też polecieć, założyć chociaż jedno kółko dookoła lotniska. W roli pilota lepiej się czułem niż w roli kierownika startu. Mój trzeci lot na napędzie Fly Castellucio, odbył się bez większych ekscesów, można by powiedzieć, że był nudny. Po jednym niskim locie (50m) nawet nie zdążyłem zaobserwować  ładnych widoków.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz